A czemuż to Mamo… (I)
Postać Twa Matko, tak czuła i piękna,
spogląda na nas znad chmurki puszystej.
W królewskich szatach bez cienia i smugi,
i w złoto słońca ubrana od góry.
A czemuż to Mamo masz bose stopy,
wszak nie pasuje to wcale do korony?
A gdybym ja boso poszedł w salony,
z pewnością w ogóle nie byłbym wpuszczony.
Lecz Ci przystoi, o Matko, być boso,
bo Twoje stopy piękniejsze od wiosny,
a chmury niegodne by je poniosły.
A czemuż to Mamo… (II)
Dostojna Twa postać przychodzi do nas,
spogląda łagodnie cała wzruszona.
Ramiona ukryte pod płaszczem perłowym,
a dłonie, tak drobne, złożone ku górze.
A czemuż to Mamo masz w ręku Różaniec,
Wszak nie potrzebujesz go wcale odmawiać?
…
Chciałbym ułożyć modlitwę piękną,
lecz moje winy krzyczą przede mną.
Jednak Różaniec, o Matko, pomoże,
gdyż nam go dajesz właśnie po to,
by nas pociągnąć w Twoje ramiona.